wracając po czterogodzinnej przerwie na uczelnie, w
myślach żałowałam, że akurat poniedziałkowy, studencki harmonogram dnia
mam wypełniony aż do godziny dwudziestej. siedząc w tramwajowej czwórce
mrużyłam oczy od nadmiaru słońca. na placu galerii krakowskiej pojawili
się deskorolkarze. przypomniałam sobie, że kilka lat temu sportowiec,
mający psa i koniecznie starszą siostrę, a dodatkowo pasję w postaci
deski i inne przymioty wszelakiego typu, był dla mnie tak zwanym
ideałem, bowiem wtedy jeszcze wierzyłam w istnienie takowych.
niepodważalnym walorem estetycznym mojej uczelni są ściany całe ze
szkła. na wykładzie z ekonomii zajęłam miejsce najbliżej okna, tak by
móc do woli rozkoszować się pierwszymi oznakami wiosny: łapać leniwe
promienie słońca i czuć ten specyficzny podmuch, zapach. wiesz.. dla
mnie wiosna ma twój zapach.
zrobiłam bilans związku. wniosek - aż ciężko uwierzyć, że przez
ostatnie kłótliwe miesiące, zapomniałam o szczęściach jakie przeżyliśmy.
przecież to ty sprawiłeś, że zatwardziały singiel, uparta egoistka
zmieniła się o milion stopni. to ty dałeś jej radość, uśmiech codzienny,
aż w końcu miłość od pierwszych momentów, porannych, gdy otworzyła
oczy, do ostatnich, wieczornych, przed zaśnięciem. i wstyd mi, że
posądzałam cię o tworzenie iluzji. przepraszam..
a telefon milczy nadal.
a serce krzyczy z tęsknoty coraz głośniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz