tygodniowa przerwa w pracy. pozytywnie zamknięta sesja. a na deser dziewięćdziesiąt sześć leniwych godzin, spędzonych w towarzystwie Ann. dochodzę do siebie, w zgodzie z zaleceniami lekarza, oddychając swobodnym i już prawie zupełnie niezaburzonym oddechem.
dokładnie rok temu stawiałam pierwsze kroki w Trójmieście, smakowałam dorosłego życia, rozkoszując się zapachem morza i satysfakcją płynącą ze spełnionego marzenia. jednego z tych o których niejednokrotnie myślałam tuż przed zaśnięciem i które było pokrzepieniem w chwilach gdy ciężko było stawić czoła co rusz rozczarowującej rzeczywistości. dziś bez skrępowania mówię o swojej tęsknocie za uliczkami Gdyni, wieczornymi światłami bulwaru, mroźnym, przeszywającym wiatrem, piaskiem w butach, codziennymi podróżami skmką i Gdańskiem o szóstej rano, starówką, portem, Sopotem tętniącym życiem w weekendowe noce, tęsknię nawet za mieszkaniem z białymi ścianami i brakiem wyrazistości. tęsknię za miejscami i ludźmi których pokochałam z ogromną mocą w zaledwie osiem miesięcy i nie potrafię sobie z tym uczuciem poradzić.
tęskniąc za tym co minęło, mamy pewność, że to miało sens.
Lubię tęsknić, jeżeli ta tęsknota jest dobra.
OdpowiedzUsuńUważaj na siebie, na zdrowie. ;*
gdy czytam o tęsknocie zdaję sobie sprawę, jak bardzo tęsknię za Krakowem
OdpowiedzUsuńza chodzeniem plantami, nad Wisłę, za spacerowaniem z Nim.. tak mało na to czasu, warunków, mieszkam tu, a jednak czuję się daleko...