uwielbiam wczesne poranki. chwile tuż po przebudzeniu, gdy organizm powoli pozbywa się okruchów snu i kumuluje niezbędne pokłady energii. momenty, gdy całe miasto jeszcze śpi, a ja ukradkiem przemykam po mieszkaniu z mokrymi włosami, opadającymi delikatnie na wciąż jeszcze rozgrzane ramiona. minuty, w czasie których słońce zachłannie próbuje wedrzeć się przez zmarznięte okna do wnętrza mieszkania i sekundy poświęcone strzępom minionych snów. w takie dni nawet dźwięk budzika jest przyjemny dla ucha, kawa z cynamonem bawi zmysły mocniej, a ciało nie potrzebuje dodatkowego pobudzenia. mam czas wyłącznie dla siebie.
po ostatnich nagłych wybuchach, krzykach i agresji otaczam się ciszą. przejmującą, niemal dotkliwą. odgradzam od ludzi, wyrzekając się jakichkolwiek słów. tłumię w sobie nieposkładane myśli i nabrzmiałe emocje. przeżywam, odczuwam, doznaję. duszę się zgromadzonym kalejdoskopem wniosków i spostrzeżeń tkanych nieodzownie z obawami.
i z nadludzkim wręcz utęsknieniem czekam na wiosnę, upatrując w niej upragnionej ulgi i frywolności myśli. najlepiej od zaraz.
Wiosna jest tuż za zakrętem.
OdpowiedzUsuńSpokojnie tu dziś, przyjemnie spokojnie. ;-)
/Gorącą kąpiel i czerwone wino polecam.
Pomogło.
dzięki Tobie chyba polubię poranki.. :)
OdpowiedzUsuńNie lubię wczesno - porannych pobudek!! prawie równie mocno jak tych złych dni wypełnionych skrajnymi emocjami. Znam to aż za dobrze:-*
OdpowiedzUsuńJeśli tylko ma się czas - albo pozwala się sobie go mieć - na takie poranki, wtedy nawet podczas marcowej zimy jakoś łatwiej się wygrzebać spod kołdry.
OdpowiedzUsuńPS Poświatowska jest dobra, ale Szymborska bardziej.
Przy okazji, ładnie tu masz. Językowo, w sensie.
Zazdroszczę. Poranki to zdecydowanie nie jest moja bajka - zwłaszcza, że zazwyczaj ktoś ode mnie wymaga nieludzko wczesnego wstawania.
OdpowiedzUsuń/To chyba taki okres jest, że wszyscy potrzebują tych ucieczek. Zwłaszcza, że pogoda nie dopisuje zbytnio (chociaż u mnie akurat słońce świeci, o dziwo). A blady róż też jest fajny. ;p
;*